poniedziałek, 12 stycznia 2015

Wątek grupowy — Bal maskowy


Jedenasty stycznia nieznanego dotychczas nikomu roku zapisał się złotymi literami na kartach istnieniach Saint Arnaud. Tego dnia bowiem wypadają urodziny miłościwie panującego – już od trzech dekad – enigmatycznego burmistrza Bernadotte – niestety ani razu niewidzianego na przyjęciu, które corocznie organizuje dla swoich mieszkańców. Jest to jeden z tych niewielu momentów w roku, kiedy to nie patrząc na wiek, płeć, czy rasę, wszyscy żyjący na terenach w Dolinie Rotoiti spotykają się na wspólną zabawę, oprócz której nie liczy się nic: stare waśnie, czy zatargi i urazy.

Przygotowania trwają jednak dużo wcześniej – rozpoczynają się parę tygodni przed planowaną datą imprezy – i opiewają między innymi na szycie – co roku oczywiście nowych, bo nie wypada pojawić się dwa razy w tej samej kreacji – sukien z falbanami i koronkami, tworzeniu coraz o bardziej wymyślnych, pełnych piór i brokatów masek oraz układaniu włosów w finezyjne koki i warkocze. Nikt się nie wykrusza, każdy stawia się o wyznaczonej godzinie – za każdym razem tej samej, więc nikt już nie czeka na specjalnie obwieszczenia i dziwem byłoby, gdyby święto się nie odbyło – o zmroku na polu za kościołem. W Saint Arnaud na tydzień przed dziesiątym stycznia czuć niemal drżenie ziemi – to podniecenie każdej istoty należącej do tej drobnej, szalonej społeczności. Nikt bowiem nie będzie miał pojęcia z kim ma do czynienia na samym balu.

Dwustuletni dąb obwieszony jest, jak zawsze, setkami lampionów i kolorowych szkiełek, dzięki którym całość daje zapierające dech w piersiach wrażenie. Okrągłe stoliki udekorowane są małymi maskami weneckimi, kwiatami i świecami. Pomiędzy masywnymi sekwojami rozstawiono scenę, a na nią wdrapuje się orkiestra – ją szybko zmorzy alkohol – a w ciemnościach, aby nie przeszkadzać, kręcą się kelnerki. Pracownice Utopii, Piekiełka i Żniwiarza oraz wolontariuszki tego wieczora ramię w ramię umilają innym posiłek, a ich piękne błyszczące stroje odznaczają się znacznym skróceniem spódnic i takim samym kolorem – zielonym. Część czarownic zajęła już miejsce przy stoliku ze swoim własnej roboty bimbrem – za którym szaleją dosłownie wszyscy – a kucharze pana Andersona wespół z wilczymi kobietami – których mężowie wcześniej upolowali zwierzynę – zajmują się pieczystym obracającym się na rożnach. Pod starym murem kościoła Matki Boskiej Dobrej Śmierci w cieniu przyczaiło się kilka wampirów, proponujących muzykę poważną, wygrywaną na klawesynie, skrzypcach i harfie.

Wraz z wybiciem gongu, którego dźwięk niesie się aż od budynku Rady Miasta, wszyscy przystępują do swoich miejsc. Najdziksza, najbardziej elegancka i najbardziej niebezpieczna noc w Dolinie Rotoiti właśnie się rozpoczęła.

NIE MOŻE OCZYWIŚCIE ZABRAKNĄĆ KILKU ZASAD:
1. Piszemy w trzeciej lub pierwszej osobie liczbie pojedynczej skupiając się na swojej postaci i wchodząc w interakcję z innymi
2. W czasie wątku Świta Burmistrza nie pozwoli na samowolkę i wymyśli przeróżne zadania – przygotujcie się na morderstwa i dziwne przypadki
3. Zachowujemy zgodność z realiami panującymi na blogu, a także pilnujemy ortografii, interpunkcji oraz szanujemy innych
4. Można się wcielić w kogokolwiek (w następującym sensie: wspomnianym wampirem grającym na harfie jest jakikolwiek wampir, a czarownicą rozlewającą bimber – jakakolwiek czarownica)
5. Pamiętamy o tym, że NIKT NIE WIE, KIM JEST DRUGA OSOBA. W końcu to Bal maskowy, którego ideą jest integracja bez względu na rasę!
6. U góry komentarza boldem zapisujemy, do kogo adresujemy naszą wypowiedź (np. <b>Pełne imię i nazwisko</b> lub <b>Wszyscy</b> jeśli ktokolwiek z grupy biorących udział w zabawie ma się odezwać), na dole komentarza zostawiamy również wyboldowany podpis wraz z tymczasową-imprezową funkcją (np. <b>Pełne imię i nazwisko; wilczyca, tańcząca pod dębem</b> (bowiem owa tymczasowa-imprezowa funkcja będzie w TEORII jedyną znaną przez innych).



→ Wszelkie ewentualne pytania prosimy zostawiać pod tym postem. Kiedy wątpliwości zostaną rozwiane – zaczniemy wątek. Jeśli takowych nie ma za trzy godzinki pojawi się pierwszy komentarz, po którym rozpocznie się zabawa.

Życzymy Wam mrocznej wspaniałej zabawy! 


WAŻNE!: Obiecany wątek grupowy w końcu się pojawił. Przepraszamy za zwłokę i naprawdę mamy nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Jak widzicie – nie jest to jedyna zmiana, a piękny szablon z cudownym Nagłowskim, również przypadną Wam do gustu. Wątek będzie trwał tak długo, jak chcecie i można się do niego przyłączyć w każdej chwili (nawet zupełnie owi autorzy). Widząc jednak brak zainteresowania – zamkniemy go (do czego mamy nadzieję, że nie dojdzie). Prosimy również o nie zasłanianie tego postu przez następne trzy godziny (do 20.00), a ewentualne karty publikować z datą wsteczną.

14 komentarzy:

  1. Wszyscy

    Jako że żadnych pytań nie odnotowano (oczywiście nie bójcie się ich zadawać w trakcie trwania wątku, ale wtedy odsyłamy do zakładki Burmistrz) uważamy zabawę za otwartą!

    Głośny gong wprawił w drżenie wszystkich mieszkańców Saint Arnaud – określał bowiem, że rozpoczęła się najwspanialsza noc w roku w Dolinie Rotoiti. Słońce schowało się już się za wielkim dębem, a lampiony ze świecami stworzonymi specjalnie na tę okoliczność przez czarownice rozbłysły ciepłym blaskiem. Kolorowe kryształki tworzyły niepowtarzalny klimat, podobnie zresztą jak wyczuwalna ekscytacja wszystkich gości – nie mogą się doczekać, aż ktoś inny wykona pierwszy krok. I w końcu dzieje się: na trawę przed sceną wyszło kilka – teoretycznie – dopiero co poznanych par i zaczęli się kiwać w rytm spokojnej muzyki. Ucichły dźwięki harfy, klawesynu i skrzypiec – wampiry ubrały maski i przyłączyły się do reszty. Ciemność zapada szybko, bowiem góry rzucają mroczne cienie na polanę za Kościołem. Żadna z istot nie przypuszcza, że ta noc przyniesienie niejedną zmianę...

    Życzący sobie i Wam dobrej zabawy, ukryty w swoim gabinecie Mroczny Burmistrz

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy

    Nie miała pojęcia, dlaczego posłuchała rad ciotki Charlotte i po wielogodzinnych prośbach, dała się namówić na Bal, który wydawał jej się naprawdę kiepskim pomysłem, zwłaszcza że przez barwne, bogato zdobione maski nigdy nie było wiadomo, z kim właściwie się rozmawia. Kiedyś uwielbiała etap przygotowań, szukanie odpowiedniej sukienki i wirowanie w ramionach ojca przy wdzięcznych dźwiękach skrzypiec. Teraz ekscytująca, wesoła atmosfera przypominała Isabel o tym, że jeszcze rok temu była tu wspólnie z ukochanym tatą. W białej, prostej sukni do ziemi z materiałem ozdobionym tysiącami błyszczących perełek, stała przy jednym ze stolików i obserwowała rozpoczynającą się zabawę zza czarno–białej maski obszytej wyszukaną koronką. Spoglądała na plotkujące kobiety obok i zastanawiała się, czy nie podejść, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, odwracając wzrok. Ułożone w fale ciemne włosy spływały aż do głębokiego, choć nienachalnego rozcięcia sięgającego końca pleców. Fakt, że za sprawą Charlotte włożyła suknię ślubną matki wprawiał ją w dziwne uczucie tęsknoty. Miała nadzieję, że odpowiednia ilość bimbru poprawi jej humor i sprawi, że choć na chwilę zapomni o tym, iż wcale nie chce tu być.

    Isabel Stafford; brunetka, stojąca przy stoliku z bimbrem

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy a uśmiech dla Isabel

    Długa, ciągnąca się aż do ziemi, ciemnozielona suknia z czasów napoleońskich szeleściła delikatnie przy każdym kroku Cassandry. Wyeksponowany biust lekko zakrywała haftka sukni, a szyję upiększał jej kunsztowny naszyjniki z czerwonym diamentem. Kobieta wyglądała zdecydowanie pięknie tego wieczoru. Blade policzki i czerwone jak krew usta wspaniale ze sobą współgrały. Maska trzymała się sztywno na jej nosie, a piórko powiewało ledwo widocznie. Za rudowłosą rozciągał się orientalny zapach Shalimaru. Podeszła do stoliku z bimbrem, chwyciła w dłoń kieliszek i nalała do niego trunku. Zerknęła kątem oka na stojącą blisko kobietę. Wyglądała tak skromnie i uroczo, jakby była zrobiona z chińskiej porcelany. Cassie uśmiechnęła się do niej, subtelnie dygnęła i odeszła, upijając łyk alkoholu.

    Cassandra Walsingham: rudowłosa, kręcąca się dookoła z kieliszkiem bimbru

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy

    Nie przepadał za takiego typu imprezami. Pomijając fakt, że przyszedł sam to jeszcze dyskretnie musiał mówić kelnerom z "Piekiełka" czego brakuje na stołach, bo wiadomo - na Balu Maskowym chodzi by nikt nie wiedział kim jest i wszyscy są równi. Nie ma podziałów klasowych oraz jaki to kto nie jest. To był jeden z lepszych aspektów tego Balu.
    Dhampir miał czarne włosy zaczesane elegancko do tyłu. Maska w kolorze metalowym nie była jakoś bogato zdobiona, jedynie miała blisko nieokreślone wzory, otwory na oczy oraz na dolną część twarzy by mógł swobodnie oddychać. Zakrywała niemalże całą twarz Jaydena, więc jedynie szkocki akcent mógł go zdradzić kim jest.
    Ubrany był w grafitowy garnitur, białą koszulę i tego samego koloru co garnitur muszkę. Bardzo chętnie pozbyłby się tej ozdoby z szyi.
    DuCraine trzymał się bardziej z boku w dłoni trzymając kieliszek z bimbrem i obserwował pary kręcące się w rytmie muzyki.


    Jayden DuCraine; czarnowłosy, stojący niedaleko drzewa ustrojonego lampionami

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszyscy; pytanie do Isabel
    Bal maskowy był dla Marceline prawdziwym przeżyciem. Przygotowała swoją kreację dużo wcześniej, zresztą jak zwykle. Poprawiała własnoręcznie robioną maskę setki razy, chcąc być pewną, że nie rozleci się przy pierwszej okazji albo czy przypadkiem nie spadnie jej z nosa przy jakimkolwiek ruchu głowy. W tym roku Marcy miała prostą sukienkę - czarną, do kolan, bez ramiączek. Uwagę przyciągał ciasno spięty gorset oraz para wysokich glanów (bo po co brać normalne buty?). Spięte ciemne włosy eksponowały tatuaż biohazardu na karku, a krótkie rękawiczki nie zdołały zakryć pióra oplatającego przedramię młodej wampirzycy.
    Spotykała się ze sceptycznymi spojrzeniami owijającymi jej kolczyki i tatuaże, ale te wszystkie opinie i zerknięcia latały jej koło nosa. Większym problemem dla Marcy była konfrontacja z tyloma zapachami, stukotem serc i ciepłem krwi; to wszystko zakręcało się wokół dziewczyny i naprawdę bała się, że pomimo posiłku pomijającego imprezę straci nad sobą panowanie.
    Chciała znaleźć Cassie. Parę razy mignęły jej rude włosy, lecz gdy chciała iść w ich stronę, została porwana w spokojne obroty, opleciona silnymi męskimi ramionami i szarmanckim uśmiechem. Taniec pozwolił jej oderwać się od męczących myśli i stworzył dla niej całkowicie nową rzeczywistość, ograniczającą się do poważnej muzyki i refleksyjnego wirowania, płynięciu w nutach. Tajemniczy nieznajomy zniknął jednak równie szybko jak się pojawił i zostawił Marcy z wrażeniem, że ten cały taniec był tylko projekcją jej umysłu. Uśmiechnęła się sama do siebie, przyznając cicho, że prawdopodobnie za dużo się przejmuje.
    Nim się obejrzała znalazła się niedaleko stanowiska z alkoholem i jęła głowić się, czy wampir da radę się upić.
    - To bimber? - zapytała kobietę w białej sukni.


    Marceline Quincey, ciemnowłosa szukająca Cassie, stojąca przy stoliku z bimbrem

    OdpowiedzUsuń
  6. Jayden DuCraine

    Urodziny burmistrza Bernadotte w Saint Arnaud zawsze obchodzono hucznie. Charlotte pamiętała poprzednie bale maskowe, jakby wydarzyły się wczoraj. Z każdym kolejnym piła coraz więcej bimbru. Tym razem również zaglądała do kieliszka z alkoholem, zastanawiając się, czy to nie są przypadkiem ostatnie urodziny burmistrza, na które stawili się wszyscy mieszkańcy i które – być może – nie skończą się demonstracją przeciwko istotom nadprzyrodzonym. Nastroje w miasteczku tężały. Dzisiaj piła po to, by razem z innymi udawać, że wszystko jest w porządku.
    Poprawiła maskę w kolorze sukni. Nikt nie powinien się domyślić, że zawsze chodząca w czerni Zwierzchniczka sabatu to dzisiejszego wieczoru kobieta w granacie. Ktoś w glanach przeszedł tuż obok niej. Syknęła, sprawdzając, czy z suknią wszystko w porządku. W tym samym momencie jakiś chłopak wpadł na nią, krzyknął coś do biegnącego za nim towarzysza, machnął ręką, rzucił szybkie przepraszam i ruszył dalej siać zamęt. Mayfair poczuła, jak suknia w okolicach biustu staje się nieco luźniejsza i zrozumiała, że dźwięk, który usłyszała pięć sekund temu, nie oznaczał wcale rozpięcia jego koszuli, ale jej sukni. Przytrzymała granatowy materiał i skupiła się mocno, starając się zapiąć guziczek na plecach za pomocą telekinezy, ale alkohol przytępił jej umysł (choć równie dobrze mogła być to sprawka czego innego). Próbowała wykonać to samo za pomocą rąk, ale wyginanie się nic nie dało. Westchnęła cicho dwa razy – najpierw z powodu kreacji, a potem na widok rozbitego kieliszka i zmarnowanego bimbru wsiąkającego w ziemię. Wokół panował gwar i wyglądało na to, że nikt tego zajścia nie widział.
    Oprócz jednej osoby.
    - Jeśli już pan się naoglądał – powiedziała, patrząc w jego stronę – mógłby pan mi pomóc.


    Charlotte Mayfair; jasnowłosa z rozwaloną suknią, stojąca niedaleko drzewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Charlotte Mayfair

    Wszyscy wirowali w rytmie muzyki a Jayden sobie popijał bimber, który był niczego sobie. Zdążył już kilka wypić, więc był w nastroju do robienia niezbyt przemyślanych rzeczy i częstego mówienia miłych rzeczy kobietom.
    Gdy tak sobie obserwował to zauważył kobietę w granacie, która najwidoczniej miała problem z zapięciem sukienki i to wyglądało zabawnie, więc na jego ustach pojawił się rozbawiony uśmiech.
    - To był ciekawy widok, madame - powiedział z lekkim rozbawieniem, po czym podszedł do kobiety.
    - Chętnie pomogę damie w potrzebie. - stwierdził a potem czarnowłosy zapiął kobiecie guziczek na plecach i sukienka powinna trzymać się na miejscu.
    Byłoby jeszcze ciekawiej gdyby pani w granacie spadła sukienka. Byłoby na co popatrzeć, ale też niesamowity wstyd dla niej. Na szczęście nikt by się nie dowiedział kim owa pani jest.


    Jayden DuCraine; zapinający guzik sukienki damie w potrzebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Jayden DuCraine

    Raczej na szczęście Charlotte nie słyszała myśli nieznajomego, bo z całą pewnością zdzieliłaby go w twarz, a potem potraktowała czymś paskudnym. Gdyby tylko wczorajszy rytuał nie wyczerpał jej tak bardzo, poradziłaby sobie sama i nie musiała prosić tego mężczyzny o pomoc. Widziała, jak ruszył w jej kierunku, więc odwróciła się tyłem, wciąż przytrzymując sukienkę.
    - Nie wątpię – odparła z lodowatą uprzejmością.
    Poczuła zimne – jak na ciepły dzień – dłonie mężczyzny na plecach. Gdy zapiął suknię, poruszyła lekko ramionami. Odwróciła się do niego przodem i zmierzyła pogardliwym spojrzeniem, którego nie mógł widzieć w tych ciemnościach.
    - Dziękuję za udzieloną pomoc – mruknęła.
    Wygładziła suknię, zdając sobie sprawę, że ma puste ręce. Brakowało jej kieliszka, alkoholu i zapomnienia. I jakichś kobiecych ust. Zaczęła bawić się perłami otulającymi szczupłą szyję. Wisior z pentagram leżał spokojnie w szufladzie w jej pokoju w Moon Mansion. Dzisiejszej nocy nie był pożądany.
    - Przyniesie mi pan bimber? – zapytała.


    Charlotte Mayfair unosząca brew

    OdpowiedzUsuń
  9. Charlotte Mayfair

    Musi się pohamować ze swoimi myślami, bo też być może na tym Balu są ludzie, którzy potrafią czytać w myślach. W sumie kto kim każe podsłuchiwać?
    Wyczuł w jej głosie lodowatość, ale postanowił nie poznać tego po sobie i po prostu grał dalej w swoją grę.
    - Cała przyjemność po mojej stronie, droga pani. - powiedział, uśmiechając się jednym kącikiem ust, po czym zauważył, że kobieta nie ma kieliszka i właśnie w tym momencie zapytała go czy przyniesie jej.
    - Oczywiście. - odwrócił się na pięcie, ruszył w stronę stolika gdzie były kieliszki i Jayden nalał bimber do jednego z nich, po czym zaniósł go kobiecie w granacie, wręczając go w smukłe dłonie damy.


    Jayden DuCraine wręczający kieliszek z bimbrem

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszyscy

    Cassandra stała obok ścian kościoła, uważając, aby się o nie otrzeć. Materiał jej sukni był zbyt delikatny, aby przetrwać spotkanie z szorstką nawierzchnią. Rudowłosa rozglądała się dookoła, upijając swój bimber małymi łyczkami. Z prawej strony widziała tańczących ludzi, powoli i dostojnie ruszających się w rytm wolnej muzyki. Grupka mężczyzn stała obok sceny, wrogo spoglądając na wszystkich i wszystko. Walsingham wyprostowała się, wdychając szybko powietrze do płuc, ostentacyjnie pokazując swoją władzę. Nieznajomi chyba to zauważyli, bo rozproszyli się z tęgimi minami na twarzach. Na wprost stał stolik z bimbrem, wokół którego kręciło się kilka osób. Dziewczyna w białej sukni wciąż tam stała, po chwili doszła do niej inna, w czarnej sukni i glanach. Cassandra od razu rozpoznała w niej Marcelinę, nie musząc nawet patrzeć na jej twarz. Musiała przyznać, że maskę wykonała bardzo precyzyjnie. Uśmiechnęła się delikatnie, przechylając kieliszek i wypijając napój do dna. Z lewej strony zauważyła kobietę, trudzącą się z zapięciem sukni, która najwidoczniej sprawiała jej niezłe figle i kłopoty. Mężczyzna oparty o drzewo pomógł jej, po chwili idąc dla niej po alkohol. Cassie zastanawiała się, kim może być ta dama w granatowej sukni. Miała kilka pomysłów, jednak nie była pewna, czy są zgodne z prawdą. Przez chwilę utrzymywała z nią kontakt wzrokowy, później jednak obie obróciły głowy. Cassandra, chociaż miała świetny strój balowy, była łatwo rozpoznawalna. Rude włosy szczególnie odznaczały się na tle innych, mniej barwnych włosów mieszkańców.

    Cassandra Walsingham; rudowłosa rozglądają się dookoła, z pustym kieliszkiem po bimbrze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszyscy

    Polana za kościołem wydawała się być oazą spokoju, kiedy kolejne, często mieszane pod względem rasowym, pary wychodziły na środek, żeby zatańczyć, bądź łączyły się na obrzeżach polany, pogrążając się w rozmowach zakrapianych bimbrem. Nikt nikogo nie obrażał, nikt się nikomu nie rzucał do gardła i nikt nie zachowywał się nieodpowiednio do sytuacji, za wyjątkiem grupki nastoletnich chłopców z miejscowego gimnazjum, którzy kłócili się o coś zawzięcie nieopodal drzew. Na nich jednak nie zwracano szczególnej uwagi, bowiem nikomu do głowy by nie przyszło, że mogliby zakłócić zaprowadzony przez Radę Miasta porządek i nawet ich rodzice zlekceważyli konflikt, jaki się między nimi narodził. A przecież gdyby ktokolwiek od razu zareagował, jeden z nich nie uderzyłby drugiego, bójka na pięści w ogóle by się nie rozpoczęła, a krew nie polałaby się strumieniem z naruszonego na skutek ciosów nosa. Kiedy jednak dostrzeżono, co się stało, było już zbyt późno: zmysły wampirów zostały pobudzone, gdy wyczuły w powietrzu krew, co poprowadziło do kolejnych katastrof. Ludzkie serca zaczęły bowiem bić szybko ze strachu przed istotami nadnaturalnymi, mięśnie wilkołaków napięły się w reakcji na intensywną woń polujących wampirów, łowcy stanęli w gotowości do obrony mieszkańców Saint Arnaud przez złem w każdej postaci, zaś czarownice spokojnie obserwowały wydarzenia. Zapanował chaos, który tylko wzmógł się, gdy uczestnicy balu zaczęli nerwowo robić wszystko, żeby osoba stojąca obok nich nie odkryła ich tożsamości. Nie tak miała wyglądać ta noc i póki co wszystko zmierzało do krwawego końca balu...

    Duszek nieudanego balu – Mroczny Burmistrz

    OdpowiedzUsuń
  12. Jayden DuCraine

    Cassandrę Walsingham poznała od razu – nie tylko dzięki charakterystycznej barwie włosów, większą podpowiedź stanowił sposób trzymania kieliszka. Obie spojrzały na siebie, jednak odwróciły wzrok, jakby zbyt długi kontakt groził… no właśnie, czym? Charlotte nie miała czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ podniosły się krzyki, na balu zapanował chaos. Anonimowi mieszkańcy Saint Arnaud zaczęli przytrzymywać maski i w panice rozglądać się dookoła. Niektórzy włożyli dłonie do kieszeni, a ona była pewna, że nie sięgają po chusteczki higieniczne, a po broń. Udało jej się zlokalizować źródło tego zamieszania. Byli to nastolatkowie z gimnazjum, a wśród nich ten, który na nią wpadł. Z jego nosa ciekła krew, zalewając usta, plamiąc białą koszulę. Trzymał się za nos. Jego przeciwnik masował pokrytą szkarłatem pięść, szykując się do kolejnego uderzenia. Po chwili jednak do nich dotarło, że za maskami kryją się nie tylko ludzie, ale również wyczulone na zapach krwi wampiry.
    Rzeź wisiała w powietrzu, Charlotte odkryła znaczenie wczorajszych wizji. Dopiła bimber. Może jako członkini Rady Miasta powinna jakoś zareagować? Zrobiła powątpiewającą minę. Nie, na wiele by się dzisiaj nie przydała, lepiej nie ingerować.
    - I znowu koniec – mruknęła do mężczyzny, pokazując pusty kieliszek, jakby tamto zajście nie miało miejsca i wszyscy dalej dobrze się bawili. – Może przejdziemy się do stolika z bimbrem. Chyba potrzebujemy dużego zapasu.


    Charlotte Mayfair spod drzewa

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszyscy

    To był wyjątkowy dzień dla Roxanne. Jej chyba ulubiony w roku. Te burmistrzowe urodziny cieszyły ją jeszcze bardziej niż jej własne. A to dlatego, że ten jeden raz mogła zobaczyć wszytskich razem, bez tych głupich podziałów i swar, które wydaławły jej się zawsze tak bezsensowne. Dlatego też całą sobą zaangarzowała sie w przygotowania do balu. Pomagała przy rozstawianiu stołów, czy rozwiesznianiu lampionów... Zresztą sama nawet przyniosła pare rzeczy. Na jakiś czas zniknęła tylko tuż przed zachodem słońca. Musiała się przemienić. Ale nie w wilka tym razem...
    Wróciła na miejsce, gdy już zapadał zmrok, a inni goście też zaczęli się zbiegać. Miała na sobie szarą suknie w stylu starych musicali. Tylko znacznie krótszą. Falbanowy, bombkowy, sztywny, ale tylko odrobine dluży niż mini dół, odsłaniajacy, długie zgrabne, wilkołacze nogi. Nie wyobrażała sobie przecież, żeby w tak cieply wieczór ubrać coś długiego, zwłaszcza że z natury nie lubi jak coś plącze jej się między nogami. Góra natomiast prosta, obcisła, odsłaniająca ramiona i dekolt, na które spływały jasne blond fale, których specjalnie nie upinała. Na twarz natomiast założyła maskę, jakby, z ''Upiora z Opery'' zdjętą. A to taka mała, cicha demonstracja, że potwory też są ludźmi. Nie mogąc tymczasem jednak pośród tłumów dostrzec, czy może poznać nikogo znajomego, po nalaniu sobie bimbru, podeszła do ciężkiego, drewnianego stołu z jadłem. Bo choć może nie do końca na to wyglądała, miała naprawdę wilczy apetyt. Usiadla więc na wolnym krześle i delektując podniebienie róznymi smakołykami i łykami bimbru w międzyczasie, wsłuchała się w muzykę, z lubością obserwując integracje.

    Roxanne Underhill, siedząca przy stole z przekąskami

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszyscy

    Rdzawy zapach krwi uderzył w Cassandrę z dużą siłą. Rozejrzała się dookoła. Osobami, które jako pierwsze poczuły cokolwiek i obróciły głowy w stronę zdarzenia, były wampiry. Wilkołaki naprężyły mięśnie, czując zapach szykujących się do polowania krwiopijców, a łowcy powoli wyciągali swoje bronie zza pazuch i kierowali się w stronę chłopców, aby uchronić ich przed najgorszym. Byli najszybszym celem. Nikt już nie był anonimowy. Dało się rozpoznać nawet czarownice - jako jedyne siedzące lub stojące osoby z bezbarwnymi minami, spokojnie obserwujące całe zdarzenie. Ludzie w popłochu zaczęli się wycofywać, spoglądając przy okazji na swoich sąsiadów, w obawie na spotkanie wampira. Rudowłosa odłożyła pusty kieliszek na podłogę. Wiedziała, że dzielą ich sekundy od prawdziwej rzezi. Nie była jednak pewna, jak długo uda jej sie samej powstrzymać trawiący ją od środka głód i kuszący zapach krwi. Kątem oka zauważyła, że jeden z młodych wampirów trząsł się niemiłosiernie. Po chwili wyparował prosto przed siebie, zrzucając przy okazji maskę z twarzy. Cassandra w ostatnim momencie wbiegła na niego, przewracając ich oboje na ziemię. Przydusiła go, wbijając paznokcie w jego bladą skórę.
    - Nie wolno - wycharczała. Wstała powoli, a zły wampir otrzepał strój i zniknął od razu w lesie. Walsingham wiedziała, że zapowiada się nieprzyjemna noc.


    Cassandra Walsingham, rudowłosa starająca się ochronić ludzi, a może bardziej wampiry przed kołkami Łowców?..

    OdpowiedzUsuń